Królewna:)

Królewna:)

piątek, 26 listopada 2010

Rekonwalescencja:)

Nadszedł upragniony dzień wyjścia na parę dni do domku..........dziecko szczęśliwe zadowolone, jest w takiej euforii, ze momentami aż chce jej się płakać, sama chyba nie wierzy, że planowo zostanie wypuszczona..............jak ona już wiele rozumie, mówi do mnie:
-Mama ale lepiej jeszcze się nie cieszyć, bo może coś się jeszcze zmieni!!!!!!
Smutno mi się robi, kiedy mam te świadomość, że moja królewna musiała tak szybko dorosnąć i nauczyć się rozumieć tak wiele ciężkich spraw:(
Sterydy powodują u mego kochania, tak olbrzymi przyrost wagi....dlaczego te małe biedaki muszą tak cierpieć????????????? Dlaczego??????????? Jeśli Ten Bóg istnieje, to dlaczego na to pozwala?????????
Niech nikt się mnie już nigdy nie pyta czy wierzę, bo pytanie to jest bez sensu.................
Moja malutka jest już bardzo umęczona choróbskiem i leczeniem, chwilami nie potrafi się już cieszyć z niczego.........takie są skutki sterydów..........
Niestety jesteśmy dopiero na początku tej okropnej męczarni......gdybym tylko mogła troszkę tego cierpienia od niej zabrać i przyjąć na siebie, zrobiłabym to bez wahania..............ale cholera tak się nie da!!!!!!!!!!!!!
Nie pytajcie dlaczego????? To pytanie tez jest bez sensu.......................
Jedyne co ma sens...............to chemioterapia i przeszczep.............w to wierzę......................wierzę, że się uda.............nie ma innego wyjścia....................tam gdzieś za zakrętem............na szczycie naszej batalii czeka na nas happy end!!!!!!!!!!!!!!!!
Jutro kolejna kontrola wyników............i tu prośba do granulocytów................nie opuszczajcie mojej Julii............trwajcie na swym posterunku, choćby nie wiem co!!!!!!!!!!!!!
Jak wszystko pójdzie gładko i planowo, to od środy kolejny 6-cio dniowy etap.....już IV!!!!!!!!!!!!!
6 dni non stop wlewania środków chemicznych do żyłek mojej Julii.............kurwa mać nigdy się z tym nie pogodzę, że moja córcia musi znosić cały ten syf w jej ciele!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Sama nie wiem jak daje radę, jest taka silna............ma taką moc.................skąd ją czerpie??????????
Nie pytajcie...........choć to pytanie ma sen:)

poniedziałek, 22 listopada 2010

Etap III ukończony:)

Kochani moja dzielna, najdzielniejsza na całym świecie królewna dobrnęła do końca III etapu, wyczerpana, osłabiona aż brakuje mi słów, żeby określić stan psychiczno-fizyczny w jakim Julcia sie teraz znajduje.........
6 dni wlewów chemii bez odpoczynku i 6 dni podawania końskich dawek sterydów bardzo niszczy moją córeczkę, ale cały czas widzimy światełko w tunelu....
Jutro kończy się o 11 ostatnia chemia, która płyneła do krwioobiegu 24 godziny....potem kontrolne wyniki i miejmy nadzieję, że wypuszczą Julcię na parę dni do domku.....
Więc kochani kolejna petycja do Was stróży mego aniołka....jeżeli ktoś to jeszcze czyta bardzo proszę....bądźcie z nami myślami aby wszystko poszło jak należy:)
Przepraszam za takie zdawkowe dziś pisanie, ale jestem okrutnie zmęczona, więc do napisania:) Mamiszon.

środa, 17 listopada 2010

III ETAP....

Kochani nie przelewki.........Julcia od jutra zaczyna III etap leczenia.........około 9 rano będą jej nakłuwać rdzeń kręgowy i znowu wlewać chemię, więc baaaaardzo proszę, kto może bądźcie z nami, żeby etap poszedł gładko bez żadnych komplikacji, żeby po 6 dniach chemioterapii, można było Julcię zabrać do domku na przepustkę....
Pokładam nadzieję, że będzie dobrze, ale przyznam się szczerze, że przed każdym etapem mam nerwicę żołądka...tak bardzo sie boję!!!!!!!!
Widziałam już tyle złego, że ciężko jest bardzo o tym myśleć, że ten mały organizm musi znieść te końskie dawki!!!!!!!!
Dziś usłyszałam od lekarki dobrą w sumie wiadomość, że Julia weszła w remisję...potocznie....choroba się cofnęła.....nie zmienia to co prawda faktu, że przeszczep i tak jest niezbędny....ale to dobrze, że ten szajs został zastopowany....szkoda tylko, że jeszcze nie wynaleziono takich cytostatyków....leków, chemii, które nie będą atakowały też dobrych, zdrowych komórek!!!!!!!!!
Może kiedyś.....
Trzymajcie za nią kciuki....bądźcie mentalnymi stróżami....dziękuję w imieniu Julii krwi:)

Buuuuuuu...........będziemy beczeć!!!!!!!!

No niestety moi mili, ktoś z tu obecnych za lekko trzymał kciuki i po sobotnich wynikach okazało sie, że u mej królewny wzrasta CRP..........dla nieświadomych tłumaczę, że jest to czynnik wskazujący, że jakieś dziadostwo zaczyna się rozwijać w organiźmie..........wyniki niby dobre, bo leukocyty poszły do góry, pojawiły się granulocyty.........ale CRP na poziomie 11,4 kwalifikuje Julcię tylko i wyłącznie do hospitalizacji!!!!!!!!!!!!!
Do jasnej anielki!!!!!!! Niech to szlag!!!!!!!!!!!!
Oczywiście próbowałam przekonać lekarkę ale poniosłam sromotną klęskę!!!!!
Usłyszałam tylko:
-Proszę Pani ta dyskusja nie ma zupełnie sensu!!!!!!
No już bardziej dobitnie nie mogła tego ująć!!!!
Weszłam na salę i powiedziałam jednym tchem:
- Julcia, musisz zostać w szpitalu...
Na co usłyszałam jeden wielki krzyk i płacz...........KURWA MAĆ!!!!
Przepraszam za wulgaryzm ale serce rozdarło mi się na kawałki, że mam gówno do powiedzenia, bo z pieprzonym nowotworem trzeba uważać i basta!!!!!!!!
Julia wiła się w płaczu i spazmach wołając:
-Ja tu nie zostanę!!!!!!!!! Rozumiesz???????? Pieprzę to!!!!!!!!
O prosze bardzo ładnie.........:) Niech żyje dusza punk rockowa:)
Odchyliłam drzwi i tylko zapytałam sie Pani Doktor czy słyszała..........?
Na co ona z uśmieszkiem na twarzy powiedziała, że tak.....lekko była zszokowana, że małe, niewinne dziecię, może tak pojechać po bandzie:)
A co.............choremu ponoć wiele wolno:)
Psycholog mówi, że emocji nie wolno dusić..............no to wyszły na wolność:)
Buczeniu i wnerwowi końca nie było ale w końcu spakaowałyśmy majdan i ruszyłyśmy na oddział.....
Tam kolejny sajgon, bo na sali temperatura sięgała chyba 100 stopni, ale miejsc i wyjść awaryjnych jak zwykle brak!!!!!!!
Julinka została na oddziale a ja z babcią ruszyłyśmy w korki aby dowieźć naszemu jamochłonowi jedzonko, ciuszki, poduszki, kocyki, kosmetyki, bibeloty, pet schopy i caaaaaaaaaały niezbędnik chorującego:)
Na całe szczęście zdobyłam już sprawność skautowską jazdy po Warszawie i w 2 godziny byłyśmy z powrotem............mega wyczyn....brawa proszę:)
Pierwsze zdanie wypowiedziane przez Miziołka :
-Dajcie mi wiatrak, bo oszaleję:)!!!!
Gorąca dziewczyna.....................:)

piątek, 12 listopada 2010

Upadki i wzloty:)

O Allachu jak ja bardzo bym chciała, żeby to wszystko już dobiegło końca.................Jakby ktoś miał na zbyciu lampę z Alladynem to bardzo proszę o podesłanie:):):) Bo lista życzeń się wydłuża każdego dnia:)
Całe szczęście, że mam parę osób, na których można polegać jak na Zawiszy, bo inaczej dawno bym zwariowała i nie ogarnęła tego całego miszmaszu:)
Aga, Ewa, Beata, Aneta, Domi, Andrzej, Arturek, Dortka, wszyscy znajomi z NK, znajomi Agi voalowicze i wszyscy, którzy się przyczynili do dołożenia promyczka.......... do naszego słabo świecącego słoneczka.........to w Waszą stronę kierujemy wielki ukłon podziękowania:)
To do Was kierowane są nasze wszelakie prośby a Wy wspaniale stajecie na wysokości zadania:)
Tym razem też prośba kierowana do aniołów mojej Julii.....trzymajcie kciuki, żeby gorączka, która sie pojawia od wczoraj wieczora....nie była oznakiem czegoś niesympatycznego!!!!!!!!
Jutro rankiem jadę z moją królewną do szpitala na kontrolę wyników krwi, więc gorączce mówimy zdecydowane NIEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!!
Natomiast GRANULOCYTY przyjmiemy w każdych ilościach, bo Julinek tych komórek ma debet totalny:(:(:(
Także Panowie i Panie dmuchamy w kciuki, skupiamy jutro rano umysły, by z nami być mentalnie:):):)
A teraz na tapecie jest Schrek i miska popcornu..............oj tam proszę nie krzyczeć.........wątroba ma wyniki idealne:):):):)
Niech mamy coś od życia:):):)
Ach te nasze upadki i wzloty................

środa, 10 listopada 2010

Metamorfozy Mizołka - Julii:)

Chciałabym, żeby osóbki, zainteresowane moja królewną, wiedziały o kim jej mamcia zwana SIŁĄCZKĄ sie rozpisuje............więc tutaj bedzie ciut fotek:)
Początek szkoły, mały stresik:) Ten mały facecik 60 cm w dół po prawej to Julii brat Szymon, sprawca wielu pociesznych sytuacji:) Pod pachą trzymał książkę, bo przecież szedł do szkoły a tam się nie chodzi bez książek:)
To jest mój zwariowany Julinek podczas jakiejś kolacyjki:) Dziecko jeszcze zupełnie zdrowe i szczęśliwe :)
 Ten uśmiech mówi sam za siebie:)

 Z początku choroby były zdjęcia z Szymonem...:) To chyba widać po kolorze skóry:(
Potem była Julia cierpiąca niestety............


Robiąca Bożonarodzeniowe pierniczki:)
Szalejąca:) Nawet miała być grana stadnina koni ale stajenni nam zdezerterowali:)

Latająca w kosmos:) Bo grunt to mieć pojęcie o wszystkim:)


Kochająca Zwierzaki..........w tajemnicy powiem, że Julcia marzy o zostaniu weterynarzem:)
Tutaj z kotkiem przedszkolnym:)
Tutaj z Arturkowym królikiem:)
Niestety z powrotem cierpiąca................


 Ale czasami delikatnie sie uśmiechająca...........to moje ulubione zdjęcie..........w nim tli się nadzieja:)
P.S.: Fotka robiona wczoraj:)
Wszystkim Aniołom Julci mówię dziękuje kochani za to, ze jesteście kochani:) Wielka Buzia od Mamiszona i kolorowych:) Do napisania:)


Udało się:)

I tak oto po kontrolnej morfologii okazało się, że leukocyty czyli komórki strzegące organizm przed wirusami i całym tym ustrojstwem....dają radę, trzymają się dzielnie:) Wynik 1,1....troszkę poleciało ale nie jest źle:)
Pani chemoglobinka, też ogarnia sytuację.............. nie poddaje się i trwa na placu boju dzielnie w wysokości 11,8...HURRAA:)
Tylko kochane płyteczki odpowiedzialne za krwawienia, siniaki, wybroczyny i siłę w nóżkach............troszkę poległy w tej nierównej walce, bo z poziomu 170 tys. poleciały do 19 tys.!!!!!!!!!!!!!
Nieładnie.....oj nieładnie!!!!!!!
W związku z powyższym następnego dnia kazano znowu nam się tłuc przez kochaną Wawę w korkach jak stąd do wieczności:)
Ale generalnie my dzielne dziewczyny jesteśmy, więc po 2 godzinach stawiłyśmy się na Dziennej Onkologii!!!!!
Chryste na płytki czekałyśmy całe 5 godzin, z czego 1,5 siedziałyśmy na korytarzu z braku miejsc, aż Julcia dostawała dzikiej rozpaczy..........wołając prawie na cały głos:
- Zrób coś!!!!   Dupa mnie boli!!!!!!!!
Poleciała dość bezkompromisowo:)
Ale choremu się wszystko wybaczy:)
W końcu podłączono żółty płyn tak dla nas cenny................... zawsze jak na to patrzę............to zastanawiam się co to za człowiek oddał tę jakże ważną dla nas ciecz:)
Przetoczono............Miziołek się wyspał.............. w między czasie podjadła, zupkę, kiełbaskę, wafelka i bułek w sumie nie wiem ile.................. bo po drugiej zgubiłam rachubę:):):)
Dostałyśmy wypis i z powrotem w stołeczne koreczki!!!!!!!
Urok mieszkania pod Warszawką:)
Myślałam, ze wykorkuję w korku:)
Dotarłyśmy........... na kolacyjkę jeszcze spaghetti i ucieczka w sen a Mamiszon siedzi i stuka w klawiaturkę :)
Generalnie Julinek czuje się dobrze..... troszkę wychodzi na świeże powietrze..... o ile oczywiście niebo nad nam nie płacze....
Ale te jej nastroje dają się we znaki nawet we śnie........
10 minut temu....wyrywa mnie z zamyślenia jej ogromny pisk i płacz..........lecę i pytam:
-Co się dzieje?
-Daj mi spać, co ma się dziać? Nie chce nic!!!!!!!!!
Mało serce mi nie stanęłło ze strachu, bo myślałam, że z przejedzenia coś się dzieje.............nieeeeeeeee to tylko sterydy dają się we znaki w postaci czystej niezapowiadanej furii:):)
To tak żeby się lepiej spało.........czego i Wam  życzę:)

poniedziałek, 8 listopada 2010

Domowe sanatorium:)

I tak oto kochani właśnie mija 81 godzin jak mój kochany Miziołek dochodzi do siebie po drugim bloku wlewów chemii. Generalnie czas upływa na jedzeniu, spaniu i niekiedy oglądaniu Szpilek na Giewoncie i Ludzi Chudego a pomiędzy wkrada się jeszcze Malanowski i jego partnerzy:):):)
Julcia przez cholerne sterydy wpada na przemian w rewelacyjny humorek, żeby za sekundę przeszedł on w otępienie i furię:(
Boże tak żal mi tej małej gwiazdki a nie mogę zrobić nic po za zbieraniem cięgów, ot tak dla zasady.
Popatrzę się na nią jak je....dostanę prawie wiąchę, spojrzę jak przysypia....spojrzy na mnie wzrokiem Bazyliszka:) Także staram się chwilami schodzić jej całkiem z drogi:)
Z drugiej strony wcale jej sie nie dziwię....choćby bardzo chciała, to nie ma na nic siły, żadna koleżanka, nikt sie nie odzywa.....nosz kurwa normalnie zapomnieli.....może myslą, że białaczka zaraźliwa, bo i z tym już się spotkałam:(
Dziś mój mały Miziołek urządził III wojnę światową, bo ponoć ktoś jej zabrał 5 PET SHOP-ów

jak się okazało były w innym pudełku ale oczywiście musiałam dostać po głowie:)
Wybaczam wszystko tak bardzo kocham:)
Moja królewna teraz próbuje dojść do siebie przed kolejnym III etapem wlewów....jutro jedziemy na kontrolne wyniki, także bardzo prosimy kciuki w górę.
Jak krewka da radę, to jutro wrócimy do domku i w czwartek wylądujemy z powrotem na chemsko:(
Boże jak ja bym chciała, żeby to już się skończyło i żebym mogła zabrać Julie na wymarzone wczasy do Włoch................achch dobrze, że za marzenia nie karają, bo by m kiblowała na wieki wieków CRASH:)
Wynająć tam domek i tam zrobić Miziołkowi takie domowe sanatarium:):):)

piątek, 5 listopada 2010

Home sweet home:)

Ale musieliście zaciskać te swoje kciuki za moją Julinkę........................jest nasza upragniona, wyśniona, wymarzona.........PRZEPUSTKA:)!!!!!!!!!!!!!!!! A Wy skaczcie do góry jak kangury:)
Nawet nie macie pojęcia jak ja się cieszę:)
Co prawda tylko....nie błąd przepraszam jakie tylko?........AŻ do wtorku:)
Dziś się dowiedzieliśmy rankiem, że możemy sobie pójść w pinezki ze szpitala, bo to przepustki czas.........ależ proszę bardzo towarzystwo spakowało się w ułamku sekundy............500 toreb....1000 walizek.....laptopy, skarpetki, wiatraki, łyżki, talerze.....uff gotowi:)
Jeszcze trzeba transport załatwić a to nie takie proste.............ale od czego ma się super znajomych............PIOTER dziękuję:):):)
Wypis do ręki, plecak na plecy, torba na palec serdeczny, walizka na wskazujący, w zęby reklamówka.........100 kursów hol, winda, schody i zapakowani:)
Żegnamy oddział na tych kilka dni z ryjkami uśmiechniętymi............choć Julinek nie bardzo się cieszy..........ale za chwile już wiem o co chodzi............ona się normalnie boi:(
Ale będzie dobrze..........no normalnie musi być.........innej możliwości brak:)
Ciężko mej Królewnie iść po schodkach, pieprzone chemsko wszystko niszczy nawet nóżki nie chcą pracować tak jak powinny......
Do naszej Jabłonki z Centrum Wawy turlamy się 1,5 godziny.........nosz do diaska....mała petycja o śmigłowce na trasie Jabłonna - Wawa:)
Miziołek jest w domku HURA HURA HURA:):):)
Ciesze się jak głupi do sera, jakbym dostała upragniony prezent.............bo muszę Wam się przyznać, że cholernie mi jej tutaj brakowało.......
Ale teraz będzie dobrze........musi być:)
Dziś jest piątek no właściwie sobota 00:15 startujemy z wyników
LEUKOCYTY  1,8
HEMOGLOBINA  11,3
PŁYTKI  170
Zdrowe osoby pomyślą przecież to nie jest dobrze..............a dla nas bomba:):):)
I teraz na trzy cztery............chuchamy w kciuki i zaciskamy i tak trzymamy do wtorku do kontroli:)
Liczymy na Was Kochani:)
To był nasz Miziołkowo Mamiszonowaty post:) Czas obejrzeć Szpilki na Giewoncie i podnieść poziom endorfin w organiźmie:) Do napisania:)

czwartek, 4 listopada 2010

Łapki w górę i trzymamy kciuki:)

Kochani moja cudowna Agnieszka wraz ze swoimi wspaniałymi znajomymi na czele z Ewą i Nasz wspaniały Andrzej, to są ludzie zasługujący na podziw. Posiadają wielki dar.....nazywający się potocznie DAR ZROZUMIENIA (od nich można się uczyć jak być dobrym człowiekiem i nie rzucac słów na wiatr)!!!!!!!!!!
KOCHANI  DLA  WAS  WIELKI   SZACUNEK   I  WIELKIE   DZIĘKI:)
Jak już będzie peruczka na Miziołkowej główce, to pewnie wrzucimy parę aktualnych fotek:)
Ale musi na to wyrazić zgodę moja Królowa:):):)

A teraz surprise................powiem Wam coś zupełnie w tajemnicy i po cichutku, żeby nie zapeszyć.............moja maleńka Julinka ma szansę wyjść w piątek lub sobotę..............NA  PRZEPUSTKĘ:):):)!!!!!!!!!!!
Trzymajcie kciuki za Leukocyty i granulocyty,  to od tych sprzymierzeńców wszystko zależy:)
Wszystkim naszym dobrym duszom życzę kolorowych bo niniejszym jest 23:40 i Mamiszon pada na swój ryjek:) Do napisania:)

Sama sobie ogol głowę:):(

Do jasnej anielki proszę wytłumaczcie mi jak przekonać dorastającą dziewczynkę, żeby pomimo tysiąca zastrzeżeń pozwoliła ogolić sobie głowę???
Już od wielu dni....przyznam się, że nie wiem nawet ilu (zatraca mi się generalnie czasoprzestrzeń:)) z główki mojego kochanego Miziołka wypadają nie tak dawno odrośnięte włoski w kształcie sprężynek:(
Włosy znajdują się wszędzie, oblepiają odzież, łóżko, podusię...lewitują wokół nas:(
Są wszędzie tylko nie na główce....lecz memu małemu Lilinkowi w ogóle to nie przeszkadza...po prostu bierze je w garść i rzuca za siebie, obok siebie, właściwie gdzie się da:)
Na moje prośby:
- Julinku może ogolmy tę główkę, żeby było lżej?
Na to mój wnerwiony Miziołek warczy z za zaciśniętych zębów:
- A może przynieś maszynkę i Tobie obetnę włosy jak jesteś taka mądra???????!!!!!!!!!!!
Nooo i cooooo zamurowało mnie, po co ja się udzielam........przecież jakby tak postawić się na jej miejscu.to kto do ciężkiej cholery chciałby być pozbawiany po raz kolejny włosów?????:(:(:(
Julinka traciła je już 3 razy, za pierwszym razem wyczesywałam jej takie długie jak spaghetti.......czesałam i płakałam...........nawet teraz jak sobie przypomnę łza mi się kręci:(
Ale Mamiszon Miziołka czyli JA należy do osób niezłomnych, brnę do przodu jak zaporożec i ponawiałam swoje petycje o ogolenie głowy co dwa dni z natręctwem komara:):):)
I o dziwo 2 dni temu moja mała kobieta powiedziała:
- Dobrze obetniemy....ale mamuś ja się tak boję!!!!!
Więc pytam:
- Czego? Przecież one odrosną jeszcze piękniejsze i silniejsze.
Na co Julinka przez łzy:
- Bo ja siebie nienawidzę łysej!!!!!!!!!!!!!
O FUCK!!!!!!!! Myślałam, że serce mi pęknie z rozpaczy................obiecałam Miziołkowi zakup najpiękniejszej peruczki jaką dopasujemy do tej piękniastej buziuni!!!!!!!!!!!!!!!!!
Dziś przyszedł nasz ulubiony Pan Tomek z Fundacji Spełnionych Marzeń z golarką i niczym golibroda Filip z Pana Kleksa ogolił moją królewnę...........sama już nie wiem czy to dobrze, czy źle........??????
Ale Julinka w końcu jak już minął stres powiedziała:
- Wiesz tak mi jest o wiele mnie gorąco:):):):)
Niech żyja łyse główki:)