To było tak niedawno....a jednak chcieliśmy, żeby zniknęło i już nigdy nie wróciło.
Dzień wyjścia do domu był wielkim wydarzeniem....decyzję od lekarza dostałyśmy tego samego dnia rano....na wypis czekałyśmy z drżącymi rękami i wypiekami na twarzy:)
Manele spakowane, serca roześmiane....jedziemy do domku...przeprawa w warszawskich korkach do naszej Jabłonki nie nalezy do najmilszych ale jakoś po 1,5 godzinie nam sie to udaje:)
Wiemy to, że Julia w domku dojdzie do siebie szybciej niż ustawa przewiduje...
Tak na marginesie, to niektóre pielęgniarki sa mocno na bakier z kulturą:(:(:(:( No rzesz podczas podłączania kroplówki odbiera telefon....SUPER:)
Ale wróćmy do tego, że generalnie chciałabym bardzo, żeby jak najwięcej osób zdało sobie sprawę w końcu z tego jak te małe biedaki nikomu niewinne cierpią....
Julia wróciła na przepustkę do domku i czuje się troszkę lepiej ale do normalności jest jeszcze przepaść zdrowotna....
Gdy udaje nam się odetchnąć od wlewów, niestety zaczynają się tak ogromne dawki sterydów jak dla konia...
Sterydy, brak kontaktu z rówieśnikami powodują u mojego kwiatka ostrą depresję....serce się kraje jak człowiek sie na to patrzy....
Nic jej nie cieszy, wszystko ją męczy, na buzi często pojawia się rezygnacja....miałam wrażenie ze rozpadne sie na kawałki widząc jej ogromne cierpienie!!!!!!!!!!!!!
c.d.n.
To nie jest łatwe...nie jest proste...patrzeć na swoje umeczone choróbskiem dziecko, przełykać śline, wymuszac usmiech i mówic: DAMY RADE KRÓLEWNO!!!BĘDZIE DOBRZE!!!!
Wyć mi sie chce do księżyca!!!! A czy bedzie dobrze, to nie wiedzą tego nawet najstarsi górale!!!!
Ale to chyba tę część Polaków najbardziej cenię i te ich pieknę maksymy: PANOCKU TOĆ KAJDYŚ WZAJDZIE SOŁNECKO:):):):)...................niechaj sie spełni!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz